środa, 13 października 2010

Paryżewo w... Dublinie :)

Ostatni weekend i początek tego tygodnia.
Niby miały być takie wspaniałe. Wszystko zaplanowane, paszporty spakowane, mały przewodnik na stoliku czeka tylko, żeby go wrzucić do plecaka. Niestety, czasem i ludzie mają ochotę zastrajkować. Zdarza się. Jak się okazuje, wszyscy postanowili zastrajkować już od poniedziałku. Poranny lot szlag trafił. Ale nie ma to tamto. Pomysłowość bierze czasem górę. Tym bardziej, że niektóre osoby po prostu mają "nierówno pod sufitem".
Sobota spędzona w miłym towarzystwie R. Wieczór w klubie w nieco większym składzie. Pozdrowienia dla Was :) Ilość poruszonych tematów mogłaby starczyć na niejedną noc. Było i poważnie i żartobliwie. No i ten wzrok i te "sześćset sześćdziesiąt sześć". K, ja nie wiem, jak ja mogłem w radio nadawać z taką wymową...
Niedziela rozpoczęła się bardzo leniwie. Po co zbierać się z łóżka przed południem. Potem wizyta "na starych śmiechach". Obejrzany film "INK" w bardzo lubianym przeze mnie towarzystwie. Polecam. Nie ze względu na towarzystwo, ale to po prostu jest film, który trzeba obejrzeć.
No i wreszcie wieczór. Tak tak, Paryż w Dun Laoghaire. Nie można polecieć do Paryża? Niech Paryż przyleci do nas. Zakupione czerwone wino, francuskie naturalnie, chyba tylko pod wieżą Eiffla smakowałoby lepiej.
Oglądnęliśmy film z wesela Magdy i Alicji. Momentami musiałem oczy zakrywać ze wstydu za siebie. Ale ubaw rewelacyjny. Naturalnie wspomagany winem, bo jakże by mogło być inaczej. No i te a'la francuskie zapiekanki :D potem zdjęcia pod wieżą Eiffla. i tak do samego rana. Brakowało tylko zmęczenia nóg. W końcu po tak długim "spacerze" powinny dać o sobie znać. Wspominaliśmy czasy, zanim się poznaliśmy. Omawialiśmy sytuacje z samego wesela... Po prostu uroczy wieczór. Następny taki będzie w samym Paryżu. Zdecydowanie.
Wtorek strasznie leniwy do samego wieczora. No bo po co sie spieszyć będąc na wakacjach :)
Ale i tak trzeba wracać do domu. Wakacje szybko się kończą niestety. Szczególnie, jak sie pół dnia przesypia w Paryżewie :)


czwartek, 7 października 2010

wreszcie

Jak mnie tu dawno nie było. A tyle się wydarzyło w tym czasie. Dobrego i złego.
Zacznę od dobrych rzeczy.
Mam za sobą kilka najpiękniejszych miesięcy w życiu. To za sprawą Bartka, którego z tej strony serdecznie pozdrawiam. Kilka miesięcy pełnych wspaniałych chwil trwających tyle, co mgnienie oka. Całą wieczność.
Dalej mieszkam w małej mieścinie Carlow. Jeszcze jest tu znośnie. Zobaczymy jak długo :)
Teraz coś złego.
Niestety, te piekne chwile już się nigdy nie powtórzą. Tak bywa. Tak miało być. Lepiej teraz niż za kilka miesięcy, czy lat. Wspólne plany legły w gruzach. Teraz trzeba posprzatać to gruzowisko, zrobic nowe plany. No i najwazniejsze, żeby przestawić stół tak, żeby nie dało się już w oknie stać.
Najwyższy czas posprzątać ten bałagan emocji i ruszyć do przodu.
Szukam nowej pracy. Dalej chcę się przeprowadzić do Dublina. Bardzo polubiłem to miasto. Tam wszędzie jest blisko. Przyomina mi Kraków, choć nie ma tej duszy. Czegoś tam brakuje. Jednak opcja mieszkania w "wielkim mieście" dalej jest dość atrakcyjna. Zobaczymy.
Pozdrawiam
Tomek

niedziela, 9 maja 2010

wspomnienie

Dziś jest już 9 maja a ja do tej pory wspominam najpiękniejsze chyba wspomnienie z ostatnich kilku miesiecy. Miało ono miejsce kilka dni temu. I nie powiem, jest to Twoja zasługa. Jak o tym wspomne, robi sie miło i przyjemnie, to bardzo piękne wspomnienie. Postaram sie, aby było nieco więcej do wspominania :)

wtorek, 27 kwietnia 2010

powołany

27 kwiecień AD 2010.
Dziś zdecydowałem się na napisanie pierwszego posta na swoim blogu. Nigdy nie robiłem tego wczesniej. Jednak to może być całkiem ciekawe. Na sam początek napiszę kilka słów o sobie.
Mam 25 lat. mieszkam i pracuję w Irlandii. Nie mam planów na swoja odległą przyszłość. Na razie cieszę się z tego, gdzie jestem i co robię. Mam plany na tę krótszą, znacznie bardziej atrakcyjną.
Wkrótce nadejdzie czas na kolejne zmiany. Czas pokaże, jak daleko idące one będą. Troszkę się ich boję. Jak zawsze, gdy chodzi postawianie dotychczasowego stanu rzeczy na głowie.
Jak tytuł bloga wskazuje jestem gejem. Cieszę się z tego kim jestem i nie mam najmniejszego zamiaru się leczyć ani zapisać na jakąkolwiek terapię. Po prostu jestem sobą.
Jakiś czas temu zakonczyłem, jak teraz nad tym się zastanawiam, toksyczny dla mnie zwiazek. Teraz jednak po ponad dwóch latach wspólnego zycia czuję coś niepokojącego. Nie potrafię żyć sam. Ale to się tyczy chyba każdego człowieka. Niedawno pojawił sie też ktos na horyzoncie. Ktos interesujący. Ale o tym innym razem. I nie chodzi tu tylko o łatanie dziury po poprzednim, jakby ktoś mógł sobie pomysleć. Łaty nie zawsze są dobre. Czasem maja nie ten kolor, czasem po prostu nie pasują. Lepiej to coś dziurawe wymienić na coś nowego. Będzie potrzebne trochę czasu, żeby to nowe się dopasowało, ułożyło. W praniu potem wszystko wyjdzie.
I stąd te plany zmian...